środa, 10 grudnia 2014

Zamek Kyburg - a mogło być tak pięknie! :)

Dzisiejszego chłodnego, grudniowego wieczoru zabieram Was w słoneczny dzień, jeden z ładniejszych dni sierpnia tego roku, żeby pokazać Wam Kyburg. W zapowiedzi wspomniałam, że nie będzie przejmnie. Cóż, nie do końca ;)

Opinie o Kyburgu są mocno podzielone. Jedni się zachwycają zamkiem i widokami, polecają się tam wybrać osobiście. Inni, na moje stwierdzenie, że wybieram się tam na małą wycieczkę, mówili mi “ale po co Ty tam jedziesz, przecież tam nie jest fajnie”. Postanowiłam się przekonać na własnej skórze. Skorzystałam z okazji, że odwiedzają mnie rodzice i w jedno luźniejsze popołudnie wybraliśmy się zobaczyć zamek i eksponaty.



Okolica jest przepiękna i nie mogę na nią powiedzieć złego słowa. Wspaniałe domki pod zamkiem, zielono i świeżo. A sam zamek, gdy wyłania się z tej zieleni to robi naprawdę dobre wrażenie.



Dopiero, gdy wdrapałam się na dziedziniec i trafiłam do kasy to zaczęło się robić nieprzyjemnie. Rozumiem, że każdy może mieć gorszy dzień. Rozumiem, że nie zawsze mamy dobry humor. Naprawdę rozumiem wiele. W końcu często sama pracuję w muzealnej kasie :) Jednak to co spotkało mnie na wejściu popsuło mi humor i sprawiło, że zamek od razu wydał mi się bardziej szary.

Pani w kasie najpierw z kimś gawędziła i zajmowała się pierdołami. Dopiero, gdy delikatnie przeprosiłam i powiedziałam, że chciałabym kupić bilety to odwróciła się w moją stronę po drodze przewracając oczami. Poprosiłam o 2 bilety i okazałam kartę z Raiffeisen Banku zamiast trzeciego biletu. Pani wydała mi 3 bilety a na moje “Przepraszam, prosiłam tylko o dwa” skrzywiła się i powiedziała pod nosem, że "to trzeba głośniej mówić". Ja pomyślałam tylko, że to trzeba uważniej słuchać a nie obsługując kontynuować rozmowę z koleżanką. Na moje pytanie o foldery lub oprowadzania tylko machnęła ręką w stronę broszurek. Wzięłam je jak najszybciej i ewakuowałam się z kasy.

Stanęłam na dziedzińcu i wypatrywałam strony, w którą powinnam się udać. Nie zauważyłam żadnych tablic ani strzałek, więc jak baranek pomknęłam za resztą zwiedzających. Po chwili okazało się, że zwiedzamy zamek “od tyłu”... Na szczęście nie było porywającej liczby gości, więc darowaliśmy sobie szukanie odpowiedniego wejścia i uznaliśmy, że będziemy szli po strzałkach w drugą stronę.

Co do eksponatów to nie ma zastrzeżeń, bo i jakie? :) Zawsze ciekawią mnie przedmioty codziennego użytku, których tutaj mogłam zobaczyć sporo. Szczególnie moją uwagę zwróciły stare, naprawdę pięknie zdobione piece i klimatyczna kuchnia.




W jednym z pokojów “ni z gruszki, ni z pietruszki” obok starych krzeseł i szaf możemy zobaczyć Żelazną dziewicę. Lubię takie eksponaty, zawsze wzbudzają jakąś lekko ‘chorą’ ludzką ciekawość ;) Niestety kyburska Żelazna Dziewica nie jest wyrobem oryginalnym, średniowiecznym, na co wskazuje jej “wzrost” oraz materiał, z którego jest wykonana. Byłaby zdatna do użytku jedynie dla ludzi mierzących ponad 2 metry wzrostu ;)



Tak naprawdę tym co zniechęciło mnie i moich rodziców do tego zamku to… zapach. Stary, średniowieczny zamek nie będzie pachniał fiołkami, mam tego świadomość ;) Ale wszeobecny zapach brudnej wiloci mocno mi przeszkadzał. Zaglądając do Sali Rycerskiej myślałam, że zemdleję od tego zapachu… Wyszłam szybciej niż weszłam…

Bardzo podobało mi się za to pomysł z zapachową zagadką przy wejściu (a moim wyjściu, pamiętajcie, że zaczęłam zwiedzanie od wyjścia ;) ). Wąchacie i zgadujecie co to za przyprawa, rozwiązanie możecie sprawdzić tuż obok. Zastanawiam się tylko jak często zmieniane są te przyprawy i czyszczone pojemniczki, bo jeśli to stoi tam latami to nie chcę wiedzieć co miałam wtedy w nosie :P

Prócz “atrakcji”, które opisałam czeka Was tam też sprawdzenie siły fizycznej i to nie tylko wchodząc na wieżę ;) A zdecydowanie moim ulubionym punktem wycieczki do Kyburga były widoki. Między innymi widok na ogórd, który mnie zachwycił. Nie swoim wyglądam, widziałąm bowiem ładniejsze. Po zejściu do ogrodu okazało się, że rosną tam warzywa a nie kwiaty i to mnie tak urzekło. Wcześniej się z czymś takim nie spotkałam a lubię jak mnie coś zaskakuje :)



Wiem, że wiele z Was może się nie zgadzać z tym co napisałam. Musicie pamiętać, że zamieszczam tu moje subiektywne odczucia, które nie zawsze będą pozytywne.

Jeśli byliście w Kyburgu to koniecznie napiszcie jak Wam się podobało.

A jeśli nie byliście to jedźcie i przekonajcie się na własnej skórze jak tam jest :) I dajcie mi znać czy nadal tam tak źle pachnie :P Może ja źle trafiłam? ;)

***

Zapraszam na oficjalną stronę Muzeum Zamku Kyburg TUTAJ

Informacje o cenach biletów i godzinach otwarcia znajdziecie TUTAJ

Po więcej zdjęć zapraszam na fejsbukowego fanpejdża, o TUTAJ :)

1 komentarz:

  1. Byłam w zamku kilkakrotnie, bo jak to mówią mamy rzut beretem, nie zdarzyło mi się wyczuć nieprzyjemnych zapachów, ba raz nawet w ciąży, a jak wiadomo kobitki w tym stanie są szczególnie wyczulone na zapachy :)

    Co do obsługi - chyba pojadę kolejny raz, bo też nie pamiętam niemiłych sytuacji, chyba, że zwrócenie uwagi, że mamy zostawić plecak w przechowalni.

    Ciekawostka: ostatnim właścicielem zamku był Aleksander Sobański - uczestnik powstania styczniowego, który tutaj schronił się przed carskimi ukazami.

    Hrabia słynął nie tylko z eleganckiego sposobu bycia, ubiorów prosto z Paryża ale także z bardzo rozrywkowego trybu życia.

    Gottfried Keller napisał na podstawie jego życiorysu książkę pt: „Jak cię widza tak cię piszą”.

    W kaplicy zamkowej po dziś dzień znajduje się grób Sobańskiego a przewodnicy chętnie opowiadają o odbudowie zamku z własnych środków, których nie szczędził. Jest to z resztą kolejny taki przykład, gdzie Polacy – emigranci remontowali i przywracali do życia zamki szwajcarskie. Drugim takim przypadkiem jest zamek w Rapperswil.

    OdpowiedzUsuń

OBEJRZYJ KONIECZNIE! :-)

Przeczytaj również: