środa, 24 sierpnia 2016

Swissminiatur - warto? WARTO! :-)


Jeśli subskrybujecie mój kanał na YouTube lub obserwujecie fanpage na Facebooku i Instagram to od kilku dni wiecie, że niedawno odwiedziłam szwajcarski park miniatur (subtelna reklama moich social mediów ;-))


Swissminiatur mieści się w miasteczku Melide, które leży tuż obok Lugano (KLIK, warto ;-)), we włoskojęzycznym kantonie Ticino. Wybierając się w to miejsce upewnijcie się, że pogoda będzie ładna, ponieważ cały park jest na świeżym powietrzu.




W parku znajduje się ponad 100 (!) zminiaturyzowanych budynków, zamków, mostów, wiaduktów, pociągów, kolejek linowych oraz małych ludzików. Zobaczycie tam największe atrakcje Szwajcarii - kolejkę na Titlis, zamek Chillon, a nawet... wioskę Heidi :-)


Poza oczywistymi atrakcjami, których obecność w parku zapowiada sama nazwa znajdziecie tam restaurację (która serwuje nawet żywność halal...) i sporo atrakcji dla dzieci.




Po odwiedzeniu głównej atrakcji polecam udać się nad jezioro, bo jest pięknie! Nawet, wtedy gdzie wieje i straszy nadchodzącym deszczem!


Adres, godziny otwarcia oraz ceny znajdziecie TUTAJ

A jeśli będziecie (jesteście? :- ) w Polsce to szczerze polecam Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska. Bardzo mi się tam podobało i pewnie wybiorę się jeszcze nie raz! :-)

Zachęcam Was do obejrzenia filmu, który nakręciłam w Swissminiatur. Zobaczycie w nim również pracownie, w której powstają tamtejsze eksponaty. Miłego oglądania i zwiedzania!


czwartek, 11 sierpnia 2016

MOJE TRZY GROSZE: szwajcarska kolej

Nie samą kulturą i sztuką człowiek żyje. Pomiędzy wyjściami do muzeów i restauracji jest jeszcze spory kawałek codzienności, a obserwując ludzi, miejsca i rzeczy mam czasami ochotę wtrącić swoje trzy grosze. Ryzykowne puszczać to na bloga - pomyślałam, a chwilę później stuknęłam się w głowę i doszłam do wniosku, że właściwie czemu miałby to być głupi pomysł? Blog wypełni się wpisami, a ja sobie "ulżę" pisząc do Was na inne tematy niż sztuka i... jedzenie ;-) Dodatkowo liczę, że poznam Wasze zdanie. Pamiętajcie tylko, że wszystko co się w tej serii pojawi to moje wrażenia, przemyślenia i poglądy - i mogą się różnić od Waszych.

Zdjęcie: www.interrail.eu
Na pierwszy ogień idzie... szwajcarska kolej. Po 5 latach poruszania się tutaj głównie pociągami mam już pewne zdanie wyrobione na jej temat. Poza tym jak cześć z Was wie od jakiegoś czasu podróżuję pociągami po całej Szwajcarii, czego efekty możecie oglądać TUTAJ. Moją ocenę postanowiłam podzielić na pięć kategorii, a efekty możecie zobaczyć poniżej.

PUNKTUALNOŚĆ

Niemal wszyscy ludzie, których spotykam są zdania, że pociągi w Szwajcarii "chodzą jak szwajcarski zegarek" - wszystkie są punktualne i nie zdarzają się tutaj sytuacje rodem z PKP - 3 i pół godziny opóźnienia... bo tak! Owszem, pociągi jeżdżące na dalsze trasy zwykle są bardzo punktualne. Bez problemu można zaplanować sobie podróż z trzema przesiadkami, mając cztery minuty na bieg na kolejny peron i powinno pójść zgodnie z planem o ile... Nie wybieracie się na krótką trasę w godzinach szczytu. Mam tutaj na myśli choćby mój pociąg z Adliswil do Zurychu - kilka razy w tygodniu zdarzają się opóźnienia. Nie dużo, bo po kilka minut, ale czasem te kilka minut może zaważyć na tym czy zdążycie na kolejny pociąg, dlatego warto o tym wiedzieć i ślepo nie ufać "szwajcarskiej punktualności".

DOSTĘPNOŚĆ

Mogłoby się wydawać, że w Szwajcarii koleją można dojechać niemal WSZĘDZIE. Pociągi wjeżdżają pod same szczyty gór, pokonują niesamowicie wysokie mosty i długie, głębokie tunele. Rzeczywistość jest taka, że choć ogółem częstotliwość kursowania pociągów i liczba stacji jest imponująca, to do wielu wsi one w ogóle nie dojeżdżają, a chcąc dostać się do innego miasta nocą w tygodniu nie ma na to najmniejszych szans, bo pociągi wtedy nie kursują. Odczuwam to o tyle dotkliwie, że kłopotem robi się zwykły wyjazd na koncert do miasta oddalonego o 100 kilometrów od Zurychu. W weekend na szczęście nie ma tego problemu.

CENY

Ceny biletów są bardzo wysokie, co z pewnością bardziej będą odczuwać osoby, które przyjeżdżają tutaj na urlop, bo dla stałych mieszkańców Szwajcarii kolej oferuje sporo zniżek. Oczywiście dla przyjezdnych zniżki też są, ale trzeba się nieźle naszukać, żeby dowiedzieć się wielu rzeczy - np. tego, że warto kupić bilet na konkretną godzinę, bo wtedy będzie tańszy (supersaver tickets - warto poczytać), albo tego, że istnieją bilety turystyczne (jeśli chcecie mogę się kiedyś bardziej na ten temat rozpisać). Dla mieszkańców kolej oferuje Halbtax (roczny to koszt 185 CHF), dzięki któremu będą mogli płacić za bilety mniej, czasami nawet połowę ceny. Istnieje również bilet roczny (Generalabonemment), dzięki któremu możemy się poruszać po niemal całej Szwajcarii (koszt roczny dla osoby dorosłej w 2. klasie pociągu to 3655 CHF). Bardzo fajną opcją, z której korzystałam wcześniej, jest 9 Uhr Pass, który w Zurychu działa tak, że możecie się dzięki niemu poruszać od godziny 9:00 (miesięczny koszt na okaziciela na cały kanton Zurych to 139 CHF).

CZYSTOŚĆ

Szwajcaria to bardzo czysty kraj i to rzuca się w oczy tuż po przyjeździe, a jako, że do dobrego szybko się przyzwyczaja to później trudno się odnaleźć w innej "brudniejszej" rzeczywistości ;-) Pociągi w tej kwestii nie odbiegają, zwykle są czyste, nie popisane, a papierki nie walają się po podłodze. Wyjątkiem są wszechobecne darmowe gazetki (np. 20 Minuten), które często są czytane przez kolejnych pasażerów. Jedyne zastrzeżenia, które mam dotyczą... klimatyzacji, a raczej jej braku. Na trasie, którą jeżdżę najczęściej zwykle jeździ piętrowy pociąg pozbawiony klimatyzacji, w dodatku z oknami, których nie da się otworzyć - wyobraźcie sobie co się tam dzieje latem, albo lepiej nie, bo nie jest to przyjemne uczucie, ani... zapach :(

KULTURA PASAŻERÓW

... a raczej jej brak. Tutaj rzadko ustępują miejsca starszym czy ciężarnym, mało tego nie ustępują nawet tym, którzy chodzą o kulach. Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, że pasażerowie mieli w nosie to, ze ktoś dosłownie wisi nad nimi. Druga sprawa to to, że starsi ludzie często nie chcą przyjmować miejsc - to mi się wielokrotnie zdarzyło. Pamiętam też sytuację, kiedy wracałam z Pawłem ze szpitala, a on musiał stać na środku autobusu ze świeżo zagipsowaną nogą. Musicie też wiedzieć, że bardzo często wsiadanie do pociągu czy autobusu to walka o przetrwanie. Pomijam fakt, że zawsze znajdzie się ktoś, kto nie poczeka, aż wszyscy wyjdą i pcha się jak święta krowa samym środkiem... Wielokrotnie, serio, wielokrotnie zdarzyło mi się oberwać z łokcia od PANÓW, którym bardzo się spieszyło na miejsce siedzące, nawet jak pociąg nie był pełny.

Chciałam Wam nieco przybliżyć podróże szwajcarską koleją i mam nadzieję, że mi się to udało. Na koniec dodam, że pomimo kilku wad to chyba i tak najlepszy system kolejowy w Europie ;-)


Chętnie poznam Wasze historie i doświadczenia związane z pociągami. Nie musicie pisać jedynie o Szwajcarii - jestem ciekawa jak to wygląda w miejscach, w których mieszkacie :-)

środa, 3 sierpnia 2016

Restaurant Seerose - randka na jeziorze Zuryskim

Po dłuższym pobycie w Polsce i nadrabianiu zaległości po powrocie mogę w końcu usiąść i napisać Wam jakie ciekawe miejsca odwiedziłam w ostatnim czasie w Szwajcarii. Zdecydowałam zacząć od miejsca wyjątkowego, w którym możecie naprawdę smacznie zjeść, bo wiem, że recenzje restauracji są jednymi z waszych ulubionych na blogu :-)

Restauracja Seerose mieści się w zuryskiej dzielnicy Wollishofen i jest położona nad samym jeziorem Zuryskim. Siedząc przy stoliku umieszczonym na zewnątrz można podziwiać przepływające motorówki, prywatne łodzie, panoramę Zurychu, a przy dobrej pogodzie również Alpy. Świeża, śródziemnomorska kuchnia i piękne widoki sprawią, że poczujemy się jak na wakacjach w Monako albo Saint-Tropez - tak zapewniają nas na stronie właściciele lokalu ;-)

Zdjęcie: http://seerose.dinning.ch/
Trafiliśmy tam przypadkiem, kiedy wybraliśmy się na niedzielny spacer. Opinie znajomych nie zachęcały, ale wszystko inne w okolicy było zamknięte, więc postanowiliśmy zaryzykować. Dostaliśmy stolik przy samym brzegu jeziora i zamówiliśmy obiad. Stoliki były pełne, więc zapewne lepiej zrobić rezerwację wcześniej, bo nie każdy może mieć takie szczęście jak my i wślizgnąć się bez wcześniejszego zarezerwowania miejsc. 


Wbrew pozorom złożenie zamówienia nie było proste, bo... karta była napisana "odręcznie" (TUTAJ). Wybrałam baranie żeberka podane z grillowanymi warzywami, tabbouleh oraz jogurtem z miętą. Na zamówione dania trzeba było trochę poczekać, ale zdecydowanie było warto! Porcja była bardzo wyważona, nie za duża. Warzywa były świeże, mięso wręcz rozpływało się w ustach, a tabbouleh zdecydowanie najlepsza jaką dotychczas jadłam!


Pozostało więc pytanie skąd negatywne opinie? Miejsce piękne, obsługa bardzo miła, jedzenie na wysokim poziomie... Wtedy przyszedł czas na rachunek :-) Niestety restauracja Seerose nie należy do najtańszych, ani nawet tych ze średniej, zuryskiej półki. Ceny były dość wysokie (co można zauważyć już w karcie), ale zdecydowanie warto się tam czasami wybrać. 

Lokalizacja: 5
Wnętrze: 5
Obsługa: 5
Jedzenie: 5
Ceny: 4

Ocena ogólna: 4.8

Czy wybrałabym się tam jeszcze raz? TAK

OBEJRZYJ KONIECZNIE! :-)

Przeczytaj również: